Biegła ile sił, nerwowo szukając tego właściwego muru, prowadzącego na peron dziewięć i trzy czwarte. Gdy wreszcie go ujrzała, postanowiła nie przejmować się mugolami i wbiec w mur. Zawsze starała się robić to raczej dyskretnie. Dzisiaj jednak zależało jej na czasie. Po chwili była już po drugiej stronie. Czarodzieje i czarownice tłoczyli się na peronie, machając swoim dzieciom jadącym do Hogwartu. Westchnęła, z ulgą wsiadając do pociągu. Zajęła swój ulubiony przedział (trzeci od drzwi). Jak na razie był pusty, ale wiedziała, że szybko się to zmieni. Nie myliła się. Chwilę później w drzwiach pojawiła się Luna Lovegood*. Na widok Nicole uśmiechnęła się szeroko.
- Jak tam wakacje? - spytała, podając jej fasolki wszystkich smaków**.
Nicole odtworzyła w pamięci swoje wakacje. Niby nic specjalnego. W sierocińcu, w którym mieszkała, nigdy nie działo się nic ciekawego. W tym roku co prawda zabrali ich nad jezioro, ale nic poza tym. Jej rodzice nie żyli. Nigdy ich nie widziała. Umarli zaraz po jej narodzinach. Voldemort***, to on ich zabił. A teraz powrócił. Tak przynajmniej słyszała. Jeszcze w zeszłym roku wierzyli w to nieliczni. Teraz jednak nawet Ministerstwo Magii**** to potwierdzało. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym złym czarnoksiężniku.
- Hej. Wszystko ok? - z rozmyśleń wyrwała ją Luna.
Rudowłosa pokiwała głową. Usłyszały dźwięk otwieranych drzwi przedziału. Gwałtownie odwróciły głowy. Dosiadł się do nich wysoki brunet.
- Hej, kocie. - Podszedł do Nicole i objął ją czule w pasie.
- Cześć, Roger - podsunęła mu pod nos opakowanie fasolek. - Chcesz?
Zaśmiał się wybierając jedną.
- Wiesz, że nie mam do nich szczęścia.
Wiedziała. Chodzili ze sobą od trzech lat. Znała go prawie tak dobrze, jak on znał ją. Zachichotała. Pogrzebała chwilę w torbie i wyjęła z niej zwyczajne, mugolskie żelki. Chłopak, gdy tylko je zauważył przerwał rzucił się na nie i wyrwał Nicole z rąk.
- Dobrze, już dobrze. I tak są dla ciebie. - Uśmiechnęła się szeroko widząc, jak chłopak siłuje się z opakowaniem.
- Wiem. Musiałem się tylko upewnić czy to moje ulubione. - Zaczął konsumować długą, różową żelkagąsienicę. - Tak, to te.
Luna wstała i wyszła mówiąc, że idzie do Harr'ego. Nicole nigdy nie lubiła Pottera. Oczywiście wierzyła mu, ale to nie czyniło ich przyjaciółmi. Wielki Wybraniec. Chłopiec, Który Przeżył. Jednym słowem-wielki Harry Potter. Jej przyjaciółka miała jednak powody, by go lubić. Należała do Gwardii Dumbledora.
- Coś się stało? - Nicole dopiero teraz zorientowała się, że Roger patrzy na nią jak na idiotkę.
- Nie, nic nic - odchrząknęła i wstała. - Zaraz będziemy wysiadać - wytłumaczyła swoje zachowanie chłopakowi.
- Mhm... Idę wziąć swoje rzeczy. - Wyszedł z przedziału. Nicole została sama. Wyjrzała za okno. Nad wielkim jeziorem górował ogromny zamek. Hogwart. Lubiła to miejsce. Przeżyła w tym zamku wiele miłych chwil. Była piękna, gwiaździsta noc. Teraz marzyła tylko o uczcie i ciepłym łóżku. Poprzedni rok był pełen zdarzeń. Nie dość, że męczyła ich ta stara, różowa landryna Dolores Umbridg, to jeszcze ta cała sprawa w Ministerstwie Magii. Teraz będzie inaczej. Teraz zaczyna się nowy rok w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Krótki, ale to dopiero pierwszy rozdział. Jak wam się podobał? Proszę was, zajrzyjcie do zakładki Pomocnicy Hogwartu. Będę wdzięczna. Przede mną jeszcze dużo pracy, żeby z tego bloga w ogóle coś wyszło, ale trzymajcie kciuki. Każdy komentarz jest mobilizujący więc proszę zostaw po sobie tego rodzaju ślad.
PS. Jeśli przy jakimś słowie jest * znaczek oznacza to, że wytłumaczenie można znaleźć w zakładce słownik.
Dziękuję, za poprawienie błędów, | Vanes -becie tego bloga. |
---|